poniedziałek, 22 lutego 2016

Szczęście Zawodowe, czyli o tym jak Nicoaly byłych więźniów spotykał na ternie miasta Łódź


Zdarzało się, że podczas przechadzek po Łodzi czy to podczas załatwiania swoich spraw, zupełnie przypadkowo spotykałem byłych więźniów... Spotkania te (patrząc przez pryzmat moich studiów) dawały mi nieco do przemyśleń oraz zastanowienia się nad niektórymi sprawami związanymi z więziennictwem i samymi więźniami. Do czynienia z prawdziwym więzieniem miałem podczas wizyty w więżeniu w Płocku, ale nie miałem możliwości rozmowy z żadnym osadzonym. Jednak warte jest wspomnienia o jednej scenie jakiej byłem świadkiem podczas przechadzki po tej placówce.
Przechodziliśmy przez jeden z bocznych korytarzy tego miejsca (istny koszmar dla osoby z klaustrofobią), zobaczyłem jak jeden z więźniów trzyma wesoło torbę sportową. Uśmiecha się szeroko, kręci się w miejscu, prawie podskakuje ze szczęścia. Cieszył się jak małe dziecko, Myślałem, że nigdy nie dowiem się powodu radości, ale los mnie nagrodził. Sam zaczął mówić niby do nas, niby do siebie. Okazało się wskutek szczęśliwego zbiegu okoliczności (dla skazanego), wychodzi przedwcześnie niż to było zaplanowane. Tego nie da się opisać jaka radość go przepełniała.

Wracając do tematu. Podczas spotkań Koła opowiadałem o swoich spotkaniach, ale czytelnicy bloga, nigdy nie mieli okazji ich poznać. Dzisiaj to się zmieni,

Spotkanie Pierwsze. Romek.

Był to zimny, wilgotny, szarobury dzień. Spóźniłem się na tramwaj. ,,No nic, poczekam”, pomyślałem. Po niedługim czasie obok mnie pojawił się starszy jegomość. Niedbale zarzucona czapka na głowie; czarna, ortalionowa kurtka licząca dużą ilość lat i łat, znoszone, sportowe dresy. Pozwalając sobie ocenić, typowy, zawodowy, kolekcjoner materiału do recyklingu.
Nagle ten człowiek odezwał się do mnie. Był zły, zdenerwowany. Powodem była utrata kwoty pieniężnej. Około 7 złoty. Zapomniał wziąć reszty kiedy nabywał gaz do zapalniczki. Nie mając nic innego wtedy do roboty wdałem się z nim w rozmowę. Okazało się, że rozmawiam z byłem więźniem. Jak się dowiedziałem był przedstawicielem jednej z subkultur więziennych, to jest, frajerów. Nie uprzedzajmy faktów.

Pierwszego czynu karalnego dokonał gdzieś w pierwszej połowie lat 90tych w Polsce. Udało mu się wejść w posiadanie telefonu komórkowego ( było wielkim przejawem drogiego luksusu na, który było stać tylko szefów wielkich firm i korporacji jak na ówczesne czasy). Chciał go sprzedać, ale okazało się, że był kradziony. Został skazany. Dołożyli mu jeszcze próbę ucieczki z sądu (wyskoczył z I piętra będąc skuty kajdankami, ale jakoś to mnie nie przekonuje).

Na początku więziennej kariery, udało mu się zostać gitem. Po dwóch latach wydarzył się coś, co sprawiło, że został ,,schowany do wora” (czyli pozbawiony prawa ,,gitowania”). Został zdegradowany do frajera. Poprzez stratę szacunku i degradację, zaczęto go prześladować i zabierać papierosy, kiedy miał je w posiadaniu. Znienawidził gitów i żeby nie oszaleć zaczął tłumaczyć sobie, że gici są takimi samymi frajerami, jak on, bo dali się złapać i zamknąć.

W więzieniu odsiedział łącznie 17 lat, ale to za mało aby poznać więzienne życie (według jego opinii). Najbardziej mnie zdziwiło, że podczas rozmowy ani razu nie użył słynnego słowa zaczynającego się na literę K.

Ja natomiast opowiedziałem mu, że jestem na resocjalizacji i będę mógł pracować w więźniu ( nie wiem dlaczego, ale na początku zrozumiał, że jestem psychologiem więziennym). Zapytałem go o typowe rzeczy w więzieniu. Odnośnie gitów, frajerów, o festludziach \ cwaniakach ( ich uważał za najgorszych, bo donosili zarówno na frajerów jak i na gitów).

W pewnym momencie poprosił o zmianę tematu. Wyjął zza pazuchy jakiś list. Był z firmy ,,Kruk”, firmy windykacyjnej. Była tam kwota około 2,500 zł. Poprosił abym mu to przeczytał, bo sam nie mógł. Przeczytałem mu. Wzruszył ramionami, Był winny około 70.000 zł. Kolejny dług nie zrobił na nim wrażenia.

Oprócz tego opowiedział mi o swoich problemach neurologicznych (,,Mam coś nie tak z głowa, coś mi w niej siedzi”) oraz o licznych uzależnieniach: alkoholizmie (,,Jak nie wyppije 5 piw dziennie to nie żyje) hazardzie (,,Te 6,50 to na automatach odegram).

Wsiedliśmy do tego samego tramwaju. Wysiadł kilka przystanków dalej. Ścisnął moją rękę, życzył wszystkiego najlepszego oraz żebym brał pod uwagę co mówię frajerzy a nie gici jeżeli będę pracował w więzieniu.

Spotkanie Drugie. ,,Bąbel”.

Niestety, podczas wakacji dowiedziałem się, że jeden z moich znajomych zmarł. Ubrałem się w swój garnitur i pojechałem go pożegnać. Jechałem autobusem. Możecie wyczuć klimat. Spocone, klejące się do ciała ubrania; marudzący na pogodę ludzie, korki... Komunikacji miejska w ,,najlepszym okresie”. Siedzę sobie w eleganckim stroju, naprzeciwko mnie wolne miejsca. Na jednym przystanku, do autobusu wchodzi ,,miś”. Miś ten jest dużym mężczyzną o piwnym brzuchu, ale z takimi łapkami, że jakby nimi ,,machnął” to 1) bardzo by bolało 2)można byłby skończyć w takim miejscu gdzie jest dużo bieli i czuć wszędzie środek dezynfekujący. Miś ten był ubrany odpowiednio na pogodę. Błękitne, czyste dresy, koszulka z Wojowniczymi żółwiami. Widać było wyraźnie, że miś ten już opróżnił kilka ,,słoiczków z miodem” po których pachnie brzydko z buzi, ciężko się myśli, zatacza się. Oprócz tego trzymał butelkę z tym miodkiem firmy ,,Tatra”. Na (nie)szczęście usiadł naprzeciwko mnie. Otwarł przy mnie swój ,,miodek” i zaczął go powolutku sączyć.
Żeby dorzucić do tej ,,Idylli” jeszcze więcej szczęścia, do autobus weszli Kanarzy. Tu się należy im oficjalna krytyka. Każdego sprawdzili czy ma bilety. Jakąś babcię, jakiegoś nastolatka, jakiegoś nastolatka, jeszcze komuś wlepili mandat za brak biletu, ale żeby podejść do ,,misia” i sprawdzić czy ma bilet... Nie, skądże znowu, no na pewno ma.
Ja w wyniku tej całej sytuacji zacząłem myśleć jak oddalić się od tego faceta, ale stało się coś znacznie innego. Wpatrzony w okno, udając, że jestem zamyślony, nagle czuję jak ktoś mnie puka. Zaczął mnie pukać w ramię sami ,,miś”

  • Masz bilet?

Miałem bilet, ale on i tak położył nogi na krześle obok, aby zabarykadować dostęp kanarów do mnie. Byłem przygotowany na kontrolę, ale hej... wszystkiego nie da się przewidzieć.
Po wyjściu kanarów, ,,miś” postanowił zagadać.

  • Gdzie tak rano na imprezę jedziesz? (Była około pomiędzy 11.00 a 12.00)

Ja, że na pogrzeb znajomego.



  • Sam się załatwił?


Ja, że choroba go zabrała.

Podumał w milczeniu przez chwilę. Po czym zapytał czy jadę na ten największy cmentarz w Łodzi.
Potwierdziłem. Na to on.

  • To jak wysiądziesz to idź tak, a tak i idź do drugiego stoiska. Powiedz właścicielowi, że Bąbel cię przysyła, że ja z jego synem kilka lat pod jedną celą siedzieliśmy.

Jedno było pewne. Szczęście zawodowe znowu się do mnie uśmiechnęło. Kiedy mi opowiedział, że był więzieniu to ja mu odpowiedziałem, że jestem na reso. Coś dziwnego mu się stało. Z lekko wstawionego miśa, zamienił się w czujną, poważną sowę. Zapytał mnie co wiem. Wymieniam mu kultur ,że są cwele...

  • Cweli nie ma, są tace, a tacy z tego paragrafu.

Cwele, frajerzy, grypsera... Tu zrobił się ciekawie

  • Nie ma ,,grypsery”, są grypsujący

Najciekawsze było to, że powiedział to takim tonem i z takim stylem, jakby nauczyciel pouczający ucznia. Sam powiedział, że jest przedstawicielem gitów, i gici wciąż są. Chwilę pogadaliśmy o więzieniu. Po czym wstał, bo zatrzymał się autobus. Życzył mi wszystkiego najlepszego i kazał zwracać uwagę na to co mówią ,,ludzie” (gici) a frajernię olewać. Tyle go widziałem.


Spotkanie Trzecie. Adrian.

Adriana poznałem podczas wakacji kiedy załapałem się na pakowanie żyletek. On nie zaliczył jeszcze więzienia w stosunku do pozostałych tutaj wymienionych. Przyznał mi się w rozmowie, że miał wielokrotne zatargi z prawem oraz kuratora sądowego.
Podczas pakowania czas strasznie się dłuży, a jedynym sposobem, aby nieco się rozerwać przy robocie jest rozmowa z drugim człowiekiem. Adrian miał bardzo ciekawe hobby. Był miłośnkiem i fanem gier przygodowych rpg jak Wrota Baludra (Baldur Gate) czy słynnej (i dosyć drogiej) gry karcianej w klimatach fantasy Magic the Gathering. Unikatowe karty do tej gry mogą kosztować nawet setki złotych. Bardzo żalił mi się jak w dzieciństwie został oszukany na dosyć drogie karty przez starszych kolegów. Jako ,,spec od resocjalizacji” przekonywałem go żeby wrócił do hobby związanego z fantasy, czyli go gier i nie tylko. Jak mi później opowiadał, znalazł ekipę do wspólnego grania. Podzielił się ze mną informacją, że gracze, których poznał byli zdziwieni, że taki ,,typ jak on” gra w takie rzeczy.
Miał ciekawe podejście do nałogów. Nie pił alkoholi bo ,,agresor mu się zaczął i odwalił coś na Piotrynie” i preferował konopie indyjską, ze względu na uspakajające właściwościowi. Po odjeściu z pracy urwał mi się z nim konktat.







Opisałem wam Drodzy Czytelnicy wszystkie spotkania jakich miałem okazję odbyć. Nie wiem co przyniesie przyszłość, ale mam nadzieję, na więcej takich spotkań i żeby kończył się w spokojny sposób.



Tajemniczy Nicolay