wtorek, 11 listopada 2014

O Wszystkim i O niczym

Tekst nie jest ,żadnym artykułem naukowym tylko luźnymi przemyśleniami autora. 

Macie czasem tak ,że marzycie żeby zostać w domu, zabarykadować się ze wszystkich stron i nie dopuszczać siebie żadnych ludzi, roztrzaskać telefon, odciąć kabel od modemu by  nie czytać emaili  ani nie zamęczać się na  ,,fejsbusiu" w odpowiadanie ludziom?

Doskonale Cię czytelniku rozumiem. Też tak mam czasem. Odciąć się od tego wszystkiego. Najlepiej ,żeby jeszcze zamontować sobie pstryczek, taki jak od lampki nocnej, przy swojej głowie, ukryty pośród włosów.

Od czego byłby ten ,,pstryczek"?

Od wyłączania myśli. Czasem jest ich taki natłok, że chciałoby się rozdrapać swoją własną mózgo-czaszkę, aby ten potok myśli, obrazów, emocji oraz innych elementów rzeczywistość
wypuść gdzieś w świat i niech kogoś innego męczy.

Ale, ale, ale...

W domu pozostają tylko ci którzy muszą i ci którzy nie chcą wyjść.

Więc wychodzisz. Wsiadasz w tramwaj czy w auto i kierujesz się do wyznaczonego celu. Jeżeli jedziesz tramwajem podczas grudniowego poranka czy listopada, to widzisz twarze ludzi.

Twarze zmęczone, nie wysapne, blade, nie wyraźne. ,,Przepraszam, państwo szykują się do ról więźniów z obozów koncentracyjnych czy jak?" Jeszcze ten tłok, dzieciaki z gimnazjum słuchające na cały regulator przeboju który nie ma nawet prawa nazywać się muzyką, obok stoi ciebie typ o którego być nawet nie zapytał o godzinę, jakaś wściekła kobieta w podeszłym wieku rozmawia o chorobach z jakąś inną, również wściekłą kobietą.

W aucie, swoim czy pożyczonym (a może jako pasażer?) jest niewiele lepiej.  Wyjeżdżasz ostrożnie aby nie uszkodzić karoserii ani nie zedrzeć farby. Podjeżdżasz do drogi. Czekasz aż cię wpuszczą. Wjeżdżasz. Musisz uważać na innych. Zasada ograniczonego zaufania nagle awansuje z paragrafu do XI przykazania nie umieszczonego na tablicy 10 przykazań, patrząc na poziom umiejętności kierowania pojazdów innych kierowców.

Kawa nie pomogła, ciało i umysł wołają o powrót do łóżka, ale szturmujesz ten dzień mimo ,że jest to taki poranek w którym... tak, tak, było już na początku. Dojeżdżasz. Starasz się być punktualny, ale kilka minut punktualności zawsze się gdzieś zgubi (jeśli jesteś wyznawcą szekspirowskiej zasady ,,Lepiej być 6 godzin przed niż spóźnić się 10 minut" to przyjmij moje przeprosiny), przybywasz na wykład.

Prowadzący na chwilę przerywa by ci się przyjrzeć, ty rzucasz speszone ,,przepraszam za spóźnienie", zajmujesz miejsce. W tej chwili otaczają cię studenci z twojego wydziału, albo z innych wydziałów na wspólny, wykładzie, ale jesteś otoczony przez studentów. Chcesz czy nie w tej chwili jesteś stadnym zwierzakiem (spokojnie drogi hejterze, to była metafora, przyjmij ciasteczko i się nie gniewaj).


Rozglądasz się po zajęciu miejsca. W tej chwili można podzielić studentów na 3 typy.


1. Ludzi ,których lubisz i coś cię z nimi łączy
2. Ludzi ,którym zdawkowo odpowiadasz na powitanie i nic do nich nie czujesz negatywnego bądź pozytywnego
3. Ludzi ,których towarzystw unikasz.

Z wykładem jest zabawna rzecz. Wszystko zależy od prowadzącego. Nawet najbardziej ekscytujący i interesujący temat może być nudny jeżeli dar opowiadania i przekazywania wiedzy prowadzącego jest słabo i nieumiejętnie rozwinięty.

Monotonny głos wykładowcy jest dla ciebie kołysanką niż istotnym materiałem. Siłą woli opierasz się ,żeby nie zasnąć na wykładzie. Notujesz co nieco do swojego zeszytu, ale wykład jest nudny. Próbujesz zająć się czymś. Szlaczki, buźki, cokolwiek by przetrwać te następne 104 minuty.  Zaczynasz myśleć o dzisiejszym dniu. Planujesz, kombinujesz, coś na wzór pewnego faceta co kilkaset lat temu podbił niemalże całą Europę.

,,A możę się wyrwę wcześniej? Przy picuję ,że źle się czuję by uniknąć kolejnej godziny ćwiczeń, a dzięki temu szybciej wyjdę. Później do pracy, będę trochę wcześniej, szefowi pokaże ,że potrafię się nie spóźniać..."

Mniej więcej...

Wieczorem wracasz do domu. Wsiadasz w auto bądź czekasz na swój tramwaj. Nic nie czujesz, ani złości, ani smutku. Po całym dniu jest ci wszystko obojętne.

W domu kolacja, odgrzewasz coś na szybko bądź idziesz na ,,koryto" do budki z chińszczyzną/hamburgerami niedaleko. Znasz obsługę, a obsługa cię zna ale nie ma tyle byście sobie mówili ,,część" tylko suche, grzecznościowe ,,Dzień Dobry". Wybierasz coś z menu, sprzedawca/kucharz/ sprzedawco - kucharz nakłada ci to co chciałeś i za co zapłaciłeś. Dzisiaj zabierasz na wynos.

Wracasz znowu do domu, odpalasz swój sprzęt do komunikacji z internetem. Odpalasz muzyczkę, sprawdzasz Fejsbusia, komentujesz, lajkujesz (może flirtujesz z  tą/tym Kocicą / Kocurem który Ci spodobał/a).

Jest już późno. Na koniec dnia czeka na Ciebie w milczeniu twój największy przyjaciel tej pory, łóżko. Nie ważne czy to mebel zbudowany jeszcze za czasów ,,komuny" pamiętające czasy wąsatego, zalewacza akumulatorów czy mebel wzięty z najlepszego salonu meblowego w mieście.

Nieważne

Słodko będzie się na nim położyć, zasnąć i cieszyć się głębokim, spokojnym snem.